Tuning BT-65 by Supertuner
Tuning BT-65 by Supertuner
Nikt chyba nie lubi poprawiania po innych. Ja też nie jestem wyjątkiem. Niechętnie dłubię w czymś, co już ktoś na swój strój robił. Zwłaszcza w tak kapryśnych przyrządach jakimi są wiatrówki. No ale czasem sie zdarza.
W ostatnich miesiącach trzykrotnie zdarzyło mi się zetknąć ze sprzętami, które wcześniej miał w swoich rękach jeden "tuner", którego istnienie zauważałem już od pewnego czasu, głównie z racji na fakt, że dość intensywnie oferuje swoje usługi.
Nie miałem przyjemności poznać osobiście, na ale świat duży, a nie bywaliśmy w tych samych miejscach, nawet na innych forach pisujemy.
Nieco mnie nawet dziwiło, że jego posty stanowią z reguły raczej zawoalowaną sugestię, co to on - ho, ho - nie potrafi, ale trudno znaleźć w nich jakąś konkretną wiedzę.
A tu w krótkich odstępach czasu zetknąłem sie z kolejnymi owocami jego pracy. Nie rozpisując się za wiele - każdy był na zwój sposób zabawny i denerwujący zarazem. Ale jak już uległem prośbom nieszczęśliwych posiadaczy, trzeba było coś z tym zrobić. Zwłaszcza, że jedna awaria (a raczej skutek wielkiej wiedzy "tunera") wymagała jakichś 15 sekund pracy.
Okazało się, że dagi też już zetknął się z jego radosną twórczością, ofiarą której padł karabinek naszego podkarpackiego (choc to może już małopolskie...) kolegi.
No ale cóż, pośmialiśmy się, wymienilismy nieco kąśliwych uwag, sprawa przeszła do porządku dziennego.
No ale....
W jednym ze strzelań towarzyszył mi mój kolega, posiadacz zresztą kolekcji paru zacnych karabinków, tym razem ze swoim nowym nabytkiem - BT 65. Zdziwił mnie nawet, bo to raczej nie jego półka sprzętowa. Ale taki miał kaprys.
Zaproponowałem lojalnie dopieszczenie sprzętu, ale okazało się, że miało to już miejsce. Zapytałem, czy dał dagiemu, z którym również się znają, ale nie.
Autorem tuningu okazał się wspominany supertuner.
Nawet trochę zrugałem właściciela, że jak to, mając pod ręką dwóch kolegów, którzy chętnie by mu sprzęt zrobili za bóg zapłać i to z sercem i zaangażowaniem - on zdał się na jakiegoś......
Kolega przyjął to pobłażliwie, bo przecież sprzęt mu robił znany fachowiec.
Nieco zmienił zdanie kiedy przyszło do strzelania.
Karabinek siał jak cholera, przycinał sie rygiel naciągu, ogólnie praca karabinka - jak już złośliwie przyznam komentowałem - była gorsza niż prosto z pudełka.
A już próby konkurencji z moim Evanixem - ho, ho, przepaść jak Dolina Śmierci.
Ze strzelania BT wrócił już w moim bagażniku.
No i się zaczęło.
Problemy pojawiły się od pierwszego ruchu.
Okazało się, że karabinek po robocie został poskręcany śrubami na Loctite.
Czyli cos na zasadzie "jak JA już zrobiłem, to już nikt nigdy nie będzie rozkręcał".
Poszło w diabły gniazdo śruby pod magazynkiem, trzeba było wyfrezować. Chwalic boga - tylna śruba systemu mająca większe gniazdo pod imbus ustapiła wobec perswazji długiej dźwigni.
Po rozpołowieniu systemu pierwsze co rzuciło sie w oczy, to smar. Przezroczysty, żółtawy, o konsystencji smaru silikonowego (mam nadzieję, że jedynie konsystencji). W pierwszej chwili myślałem, że czarny, ale to był jedynie efekt zabarwienia brudem.
Smar był wszędzie i tu trzeba przyznać, że majster na nim nie oszczędzał. Co to za cholerstwo? Nie mam pojęcia, przypomina wazelinę techniczną, czy towot. Żywię nadzieję, że to jedynie jakieś mydło litowe.
Osobiście jestem niezmiennie zwolennikiem smarów opartych na MoS2.
I mimo, że w Hatsanach jestem zwolennikiem przesmarowanej komory zbijaka (ileżeśmy się z dagim napolemizowali w tym temacie......), to kurna bez przesady. Zwłaszcza tym czymś.
System rozebrany, no to patrzymy co zostało zrobione.
I tu pewna konsternacja. Bo jakoś chudo z tym zrobieniem.
Zbijak i owszem, wypolerowany. Komora zbijaka za to nawet nie dotknięta.
Lufa - dziewicza, jak ją fabryka wydała. Pół biedy koronka, nawet w miarę fabryce wyszła, powierzchnie stożka jak zwykle chropawe, ale wyjścia gwintów mogą być, nie tu przyczyna siania. Ale jak łatwo się domyśleć - i tak poszła do poprawy.
Ale port ładowania aż się prosi o obrobienie i to na kolanach.
Zdjecie takie sobie, no ale było bardzo źle.
Osadzenie lufy - kanał lufy nie licuje się z transferportem. O jakieś półtora milimetra.
Pewnie taki patent na zdławienie przepływu powietrza. Osobiście wolę kombinacje ze średnicą tulei transferportu. Podobnie jak 99% dłubiących w PCP-ach. A ten jeden procent nie ma pojęcia co robi.
A dalej - lekka dupa - lufa nie chciała wyjść z systemu. Po chwilowym ataku paniki, że i ona została wklejona na Loctite z wielkim oporem udało się ją wyjąć. I tu już całkiem zdębiałem.
Na niektórych zdjęciach w makro widać, że na systemie są jakies dziwne plamy, z trudem dające się usunąć. Mocno się zastanawiałem skąd się wzięły, ale pracowite czyszczenie pozwoliło sie ich pozbyć, więc zignorowałem problem. A tu okazało się, że ich źródłem było to cos widoczne jako jasniejsze plamy na trzpieniu lufy.
Lufa w tej części pokryta jest warstwą jakiejś substancji, dość grubą i śmierdzącą w znany mi skądś, ale nie zidentyfikowany sposób, która mimo zaschnięcia zachowuje pewną elastyczność. Jakieś szczeliwo? Klej? Coś? Po co?
Za to początkowy odcinek kanału lufy został nieudolnie wyfrezowany do gołego duralu.
Z zadziorami, rysami itd. Jednym słowem - niezbędna polerka i to bardzo ostrożna, żeby nie rozkalibrować gniazda, o ile już to nie nastąpiło. To już całkowita bezradność, żeby zgadnąć o co chodzi. Rozfrezować gniazdo, zobaczyć że lufa sie telepie, no to walnąć uszczelniacza na lufę. No ale po co rozfrezowywać???
Koniec lufy wchodzący do bloku - spolerowany. Też ciekawe jaki cel temu przyświecał. Za to nakrętka wlotu lufy - Loctite, ani drgnie.
Oringi kanału dolotowego lufy - w zasadzie w ogóle nie pełniły swojej roli, tak wyjedzone. Nic dziwnego, jak sie wpychało lufę przez ten pilnik na początku kanału, to jakby inaczej miały wyglądać.
Prowadnica sprężyny zbijaka założona na odwrót - tkwi w zbijaku, a nie korku bezpiecznika.
Wziąłbym to za pomyłkę przy składaniu, gdyby nie to, że w korku bezpiecznika w gnieździe sprężyny znalazła się podkładka. W oryginale nie występująca. A więc działanie świadome, z nieznaną intencją.
I o ile końce sprężyny zarobione i wypolerowane, to podkładka jak z fabryki, z zaciągnięciami rantów. Ciekawe.
No ale to drobiazg.
Pazur przegubowy zbijaka - z jakiegoś powodu jego koniec został pracowicie obrobiony pilnikiem - mam nadzieję, że na zdjeciu widać rowki po pilniku. Niebanalny dobór narzędzi do niebanalnej czynności.
Śrubka tulei prowadzącej zbijaka - a jakże, Loctite. Może z obawy, że pod wpływem drgań się odkręci. No niech tam.
Tuleja rygla - intencją było chyba wypolerowanie. Wyszło jak na zdjęciu. No, nawet gorzej, zdjęcie nie oddaje w pełni rzeczywistości.
Rygiel.....
O ile po wierzchu wypolerowany, to i tak pracował skokowo. Czemu? Bo w BT jak już chce się oszczędzić roboty na polerowaniu, to lepiej odpuścić polerkę zewnętrzną, a zrobić polerkę wnętrza tulei stalowej części rygla. Trrrrrudna sprawa, więc nie została zrobiona, pomijając oczywiście szczodre obdarzenie wspomnianym smarem.
Rygiel magazynka - wypolerowany do białego metalu tradycyjną metodą, czyli była gładka oksyda, to zrobimy chropawy metal. A żeby nikt nie mówił, że się człowiek leniwił.
Jeszcze mi sie nie zdarzyło spotkać z ryglem zbyt ciasno wchodzącym w gniazdo magazynka, ale tu pewnie nie chciał wleźć.
Radosne chlustanie Loctite o dziwo nie dotknęło śruby mocującej system do osady.
Akurat uważam, że tu się przydaje, ale ta konkretna nie dość, że tego nie zaliczyła, to jeszcze dało sie ją obracać palcami.
Grozą powiało, kiedy przy dokręcaniu tej śruby, jeszcze przed końcowym dokręceniem kluczem, nagle łeb śruby został mi w palcach, a gros gwintu już w gnieździe. Domyślam się, że brak wkręcenia śruby do oporu wziął się stąd, że "majstrowi" pękła, więc żeby nie stanąc wobec perspektywy szukania zamiennej, zostawił problem właścicielowi. Poza tym system trzyma sie na jeszcze jednej śrubie, a ileż karabinków ma tylko jedną śrubę mocującą? No to o co halo?
Z doskokami pracowałem nad tym BT ze dwa tygodnie, bo co się za niego zabrałem, zaraz mnie szlag trafiał i rzucałem robotę.
No ale jakoś się to w końcu pokleciło do kupy i naprostowało na własciwe tory.
Nawet skupienia na 53 metry zaczęły coś przypominać, może nie 5 złotych, ale takie solidne 7.50 dawało radę. Zdarzały sie lepsze BT, ale tu musimy uwzględnić, że przed poprawkami o skupieniu wielkości pudełka śrutu nie było co marzyć. Nawet pudełka po Crosmanie.
Podsumowanie?
Ja nikomu nie wróg.
Śpiewać każdy może, ale nie każdy powinien.
Zwłaszcza za cudze pieniądze.
Mam w sobie moralny spokój i siłę, bo choć przeszło przez moje ręce pewnie już ze sto karabinków, to jak wielu kolegów wie - "komercjalizm" w moim wydaniu jest mocno umiarkowany.
Nie jest to sposób zarabiania na życie, to hobby i przyjemność.
Więc ten, jak i każdy inny tuner, to dla mnie nie konkurencja, z którą muszę walczyć, a że czasu mam niewiele, to i nie szukam zajęcia, na swoje karabinki czasem go brakuje.
W dwóch przypadkach tunerzy to wręcz bliscy przyjaciele, z którymi wymieniamy sie doświadczeniami i radzimy się wzajemnie, w paru - lubiani koledzy, a nawet są tacy których nie lubię, bo jakoś charakterologicznie sobie nie podeszliśmy, ale szanuję ich umiejętności i nie raz ich polecam.
A ten przypadek.....
Stąd tylko chęć zwrócenia uwagi kolegom planującym oddanie karabinka komuś do roboty - nie jest naprawdę problemem poszukanie tych, którzy mieli u kogoś sprzęt i dopytanie jak wyszło poprawianie.
Ja sobie obiecałem, że po tym pacjencie już poprawiać się nie podejmę.
Wobec jego inwencji w nieodwracalnym działaniu wobec sprzętu mogę okazać się bezradny.
Zbierałem się już od chwili, żeby to napisać, zmieniałem to co napisałem w pierwszym odruchu, poprawiałem.
Co prawda to nie dział humor, ale opowiem wam stary dowcip.
W pewnym mieście była sobie spora firma.
Jednego dnia w lokalnej gazecie ukazał sie artykuł bardzo tej firmie niepochlebny.
Zebrał się wzburzony zarząd.
Prezes wezwał rzecznika prasowego i polecił mu napisać ripostę.
Po godzinie rzecznik przynosi ripostę.
Prezes czyta: "No tak, tak... Dobrze. No ale wie Pan - za ostro trochę, niech Pan nieco złagodzi wydźwięk".
Po godzinie rzecznik przynosi nastepną wersję.
"No fajnie... O, dobrze że Pan to zmienił...., O, to też... No ale..... Wie Pan, jeszcze troszkę za ostro, niech Pan jeszcze trochę odpuści".
Po godzinie nastepna wersja.
"O tak! Baaardzo dobrze. O teraz jest OK. Świetnie, świetnie, dobrze napisane... O, tylko jedna uwaga, o tutaj: "chuju" pisze się przez "ch".
W ostatnich miesiącach trzykrotnie zdarzyło mi się zetknąć ze sprzętami, które wcześniej miał w swoich rękach jeden "tuner", którego istnienie zauważałem już od pewnego czasu, głównie z racji na fakt, że dość intensywnie oferuje swoje usługi.
Nie miałem przyjemności poznać osobiście, na ale świat duży, a nie bywaliśmy w tych samych miejscach, nawet na innych forach pisujemy.
Nieco mnie nawet dziwiło, że jego posty stanowią z reguły raczej zawoalowaną sugestię, co to on - ho, ho - nie potrafi, ale trudno znaleźć w nich jakąś konkretną wiedzę.
A tu w krótkich odstępach czasu zetknąłem sie z kolejnymi owocami jego pracy. Nie rozpisując się za wiele - każdy był na zwój sposób zabawny i denerwujący zarazem. Ale jak już uległem prośbom nieszczęśliwych posiadaczy, trzeba było coś z tym zrobić. Zwłaszcza, że jedna awaria (a raczej skutek wielkiej wiedzy "tunera") wymagała jakichś 15 sekund pracy.
Okazało się, że dagi też już zetknął się z jego radosną twórczością, ofiarą której padł karabinek naszego podkarpackiego (choc to może już małopolskie...) kolegi.
No ale cóż, pośmialiśmy się, wymienilismy nieco kąśliwych uwag, sprawa przeszła do porządku dziennego.
No ale....
W jednym ze strzelań towarzyszył mi mój kolega, posiadacz zresztą kolekcji paru zacnych karabinków, tym razem ze swoim nowym nabytkiem - BT 65. Zdziwił mnie nawet, bo to raczej nie jego półka sprzętowa. Ale taki miał kaprys.
Zaproponowałem lojalnie dopieszczenie sprzętu, ale okazało się, że miało to już miejsce. Zapytałem, czy dał dagiemu, z którym również się znają, ale nie.
Autorem tuningu okazał się wspominany supertuner.
Nawet trochę zrugałem właściciela, że jak to, mając pod ręką dwóch kolegów, którzy chętnie by mu sprzęt zrobili za bóg zapłać i to z sercem i zaangażowaniem - on zdał się na jakiegoś......
Kolega przyjął to pobłażliwie, bo przecież sprzęt mu robił znany fachowiec.
Nieco zmienił zdanie kiedy przyszło do strzelania.
Karabinek siał jak cholera, przycinał sie rygiel naciągu, ogólnie praca karabinka - jak już złośliwie przyznam komentowałem - była gorsza niż prosto z pudełka.
A już próby konkurencji z moim Evanixem - ho, ho, przepaść jak Dolina Śmierci.
Ze strzelania BT wrócił już w moim bagażniku.
No i się zaczęło.
Problemy pojawiły się od pierwszego ruchu.
Okazało się, że karabinek po robocie został poskręcany śrubami na Loctite.
Czyli cos na zasadzie "jak JA już zrobiłem, to już nikt nigdy nie będzie rozkręcał".
Poszło w diabły gniazdo śruby pod magazynkiem, trzeba było wyfrezować. Chwalic boga - tylna śruba systemu mająca większe gniazdo pod imbus ustapiła wobec perswazji długiej dźwigni.
Po rozpołowieniu systemu pierwsze co rzuciło sie w oczy, to smar. Przezroczysty, żółtawy, o konsystencji smaru silikonowego (mam nadzieję, że jedynie konsystencji). W pierwszej chwili myślałem, że czarny, ale to był jedynie efekt zabarwienia brudem.
Smar był wszędzie i tu trzeba przyznać, że majster na nim nie oszczędzał. Co to za cholerstwo? Nie mam pojęcia, przypomina wazelinę techniczną, czy towot. Żywię nadzieję, że to jedynie jakieś mydło litowe.
Osobiście jestem niezmiennie zwolennikiem smarów opartych na MoS2.
I mimo, że w Hatsanach jestem zwolennikiem przesmarowanej komory zbijaka (ileżeśmy się z dagim napolemizowali w tym temacie......), to kurna bez przesady. Zwłaszcza tym czymś.
System rozebrany, no to patrzymy co zostało zrobione.
I tu pewna konsternacja. Bo jakoś chudo z tym zrobieniem.
Zbijak i owszem, wypolerowany. Komora zbijaka za to nawet nie dotknięta.
Lufa - dziewicza, jak ją fabryka wydała. Pół biedy koronka, nawet w miarę fabryce wyszła, powierzchnie stożka jak zwykle chropawe, ale wyjścia gwintów mogą być, nie tu przyczyna siania. Ale jak łatwo się domyśleć - i tak poszła do poprawy.
Ale port ładowania aż się prosi o obrobienie i to na kolanach.
Zdjecie takie sobie, no ale było bardzo źle.
Osadzenie lufy - kanał lufy nie licuje się z transferportem. O jakieś półtora milimetra.
Pewnie taki patent na zdławienie przepływu powietrza. Osobiście wolę kombinacje ze średnicą tulei transferportu. Podobnie jak 99% dłubiących w PCP-ach. A ten jeden procent nie ma pojęcia co robi.
A dalej - lekka dupa - lufa nie chciała wyjść z systemu. Po chwilowym ataku paniki, że i ona została wklejona na Loctite z wielkim oporem udało się ją wyjąć. I tu już całkiem zdębiałem.
Na niektórych zdjęciach w makro widać, że na systemie są jakies dziwne plamy, z trudem dające się usunąć. Mocno się zastanawiałem skąd się wzięły, ale pracowite czyszczenie pozwoliło sie ich pozbyć, więc zignorowałem problem. A tu okazało się, że ich źródłem było to cos widoczne jako jasniejsze plamy na trzpieniu lufy.
Lufa w tej części pokryta jest warstwą jakiejś substancji, dość grubą i śmierdzącą w znany mi skądś, ale nie zidentyfikowany sposób, która mimo zaschnięcia zachowuje pewną elastyczność. Jakieś szczeliwo? Klej? Coś? Po co?
Za to początkowy odcinek kanału lufy został nieudolnie wyfrezowany do gołego duralu.
Z zadziorami, rysami itd. Jednym słowem - niezbędna polerka i to bardzo ostrożna, żeby nie rozkalibrować gniazda, o ile już to nie nastąpiło. To już całkowita bezradność, żeby zgadnąć o co chodzi. Rozfrezować gniazdo, zobaczyć że lufa sie telepie, no to walnąć uszczelniacza na lufę. No ale po co rozfrezowywać???
Koniec lufy wchodzący do bloku - spolerowany. Też ciekawe jaki cel temu przyświecał. Za to nakrętka wlotu lufy - Loctite, ani drgnie.
Oringi kanału dolotowego lufy - w zasadzie w ogóle nie pełniły swojej roli, tak wyjedzone. Nic dziwnego, jak sie wpychało lufę przez ten pilnik na początku kanału, to jakby inaczej miały wyglądać.
Prowadnica sprężyny zbijaka założona na odwrót - tkwi w zbijaku, a nie korku bezpiecznika.
Wziąłbym to za pomyłkę przy składaniu, gdyby nie to, że w korku bezpiecznika w gnieździe sprężyny znalazła się podkładka. W oryginale nie występująca. A więc działanie świadome, z nieznaną intencją.
I o ile końce sprężyny zarobione i wypolerowane, to podkładka jak z fabryki, z zaciągnięciami rantów. Ciekawe.
No ale to drobiazg.
Pazur przegubowy zbijaka - z jakiegoś powodu jego koniec został pracowicie obrobiony pilnikiem - mam nadzieję, że na zdjeciu widać rowki po pilniku. Niebanalny dobór narzędzi do niebanalnej czynności.
Śrubka tulei prowadzącej zbijaka - a jakże, Loctite. Może z obawy, że pod wpływem drgań się odkręci. No niech tam.
Tuleja rygla - intencją było chyba wypolerowanie. Wyszło jak na zdjęciu. No, nawet gorzej, zdjęcie nie oddaje w pełni rzeczywistości.
Rygiel.....
O ile po wierzchu wypolerowany, to i tak pracował skokowo. Czemu? Bo w BT jak już chce się oszczędzić roboty na polerowaniu, to lepiej odpuścić polerkę zewnętrzną, a zrobić polerkę wnętrza tulei stalowej części rygla. Trrrrrudna sprawa, więc nie została zrobiona, pomijając oczywiście szczodre obdarzenie wspomnianym smarem.
Rygiel magazynka - wypolerowany do białego metalu tradycyjną metodą, czyli była gładka oksyda, to zrobimy chropawy metal. A żeby nikt nie mówił, że się człowiek leniwił.
Jeszcze mi sie nie zdarzyło spotkać z ryglem zbyt ciasno wchodzącym w gniazdo magazynka, ale tu pewnie nie chciał wleźć.
Radosne chlustanie Loctite o dziwo nie dotknęło śruby mocującej system do osady.
Akurat uważam, że tu się przydaje, ale ta konkretna nie dość, że tego nie zaliczyła, to jeszcze dało sie ją obracać palcami.
Grozą powiało, kiedy przy dokręcaniu tej śruby, jeszcze przed końcowym dokręceniem kluczem, nagle łeb śruby został mi w palcach, a gros gwintu już w gnieździe. Domyślam się, że brak wkręcenia śruby do oporu wziął się stąd, że "majstrowi" pękła, więc żeby nie stanąc wobec perspektywy szukania zamiennej, zostawił problem właścicielowi. Poza tym system trzyma sie na jeszcze jednej śrubie, a ileż karabinków ma tylko jedną śrubę mocującą? No to o co halo?
Z doskokami pracowałem nad tym BT ze dwa tygodnie, bo co się za niego zabrałem, zaraz mnie szlag trafiał i rzucałem robotę.
No ale jakoś się to w końcu pokleciło do kupy i naprostowało na własciwe tory.
Nawet skupienia na 53 metry zaczęły coś przypominać, może nie 5 złotych, ale takie solidne 7.50 dawało radę. Zdarzały sie lepsze BT, ale tu musimy uwzględnić, że przed poprawkami o skupieniu wielkości pudełka śrutu nie było co marzyć. Nawet pudełka po Crosmanie.
Podsumowanie?
Ja nikomu nie wróg.
Śpiewać każdy może, ale nie każdy powinien.
Zwłaszcza za cudze pieniądze.
Mam w sobie moralny spokój i siłę, bo choć przeszło przez moje ręce pewnie już ze sto karabinków, to jak wielu kolegów wie - "komercjalizm" w moim wydaniu jest mocno umiarkowany.
Nie jest to sposób zarabiania na życie, to hobby i przyjemność.
Więc ten, jak i każdy inny tuner, to dla mnie nie konkurencja, z którą muszę walczyć, a że czasu mam niewiele, to i nie szukam zajęcia, na swoje karabinki czasem go brakuje.
W dwóch przypadkach tunerzy to wręcz bliscy przyjaciele, z którymi wymieniamy sie doświadczeniami i radzimy się wzajemnie, w paru - lubiani koledzy, a nawet są tacy których nie lubię, bo jakoś charakterologicznie sobie nie podeszliśmy, ale szanuję ich umiejętności i nie raz ich polecam.
A ten przypadek.....
Stąd tylko chęć zwrócenia uwagi kolegom planującym oddanie karabinka komuś do roboty - nie jest naprawdę problemem poszukanie tych, którzy mieli u kogoś sprzęt i dopytanie jak wyszło poprawianie.
Ja sobie obiecałem, że po tym pacjencie już poprawiać się nie podejmę.
Wobec jego inwencji w nieodwracalnym działaniu wobec sprzętu mogę okazać się bezradny.
Zbierałem się już od chwili, żeby to napisać, zmieniałem to co napisałem w pierwszym odruchu, poprawiałem.
Co prawda to nie dział humor, ale opowiem wam stary dowcip.
W pewnym mieście była sobie spora firma.
Jednego dnia w lokalnej gazecie ukazał sie artykuł bardzo tej firmie niepochlebny.
Zebrał się wzburzony zarząd.
Prezes wezwał rzecznika prasowego i polecił mu napisać ripostę.
Po godzinie rzecznik przynosi ripostę.
Prezes czyta: "No tak, tak... Dobrze. No ale wie Pan - za ostro trochę, niech Pan nieco złagodzi wydźwięk".
Po godzinie rzecznik przynosi nastepną wersję.
"No fajnie... O, dobrze że Pan to zmienił...., O, to też... No ale..... Wie Pan, jeszcze troszkę za ostro, niech Pan jeszcze trochę odpuści".
Po godzinie nastepna wersja.
"O tak! Baaardzo dobrze. O teraz jest OK. Świetnie, świetnie, dobrze napisane... O, tylko jedna uwaga, o tutaj: "chuju" pisze się przez "ch".
- Mamutowicz
- -#mamutowicz
- Posty: 4621
- Rejestracja: 02 paź 2011, 14:07
- Lokalizacja: Rajcza / Thurcroft
Tak jak kiedyś powiedziałem za rękę podniesioną na autorytet tak zwany można dostać wielkiego bana ale to nie to forum .martiusx pisze: A quiz to nie jest, tyle że - co chyba naturalne - waham się.
W mim przypadku zaczęło od usunięciu wycieku powietrza i w sumie operacja ta udała się ale ,że przy okazji ucierpiał cały system a to tylko szczegół .
Mój karabin poprawiał przepraszam naprawiał po wielkim autorytecie kolega Witboj {wymiana połowy systemu ,lufy i inne duperele } i był zdziwiony ogromem zniszczeń jakie zostały w nim uczynione .
W tej chwili mój karabinek a piszę tu o BSA r 10 strzela , robiąc dosłownie jedną dziurkę na na 25 m i to domedem .
Grupa "Beaver"
- Mamutowicz
- -#mamutowicz
- Posty: 4621
- Rejestracja: 02 paź 2011, 14:07
- Lokalizacja: Rajcza / Thurcroft